-
Szukaj
-
Facebook
Zacytujmy posła Platformy Obywatelskiej Pana Stanisława Żmijana:
Za przekroczenie prędkości o 0-10 km/h kara powinna wynosić 1,5% średniej krajowej. Proponujemy też, aby tolerancja, zarówno w nocy, jak i w dzień wynosiła 5% dopuszczalnej prędkości
Najpierw zadajmy sobie pytanie – po co w ogóle wprowadzać jakieś zakresy „tolerancji” dopuszczalnej prędkości, skoro można od razu wskazać wyższą? Otóż nie istnieją urządzenia techniczne, służące do takich pomiarów, które nie byłyby obciążone pewnym marginesem błędu. Dodatkowym czynnikami wpływającymi na pomiar są: warunki atmosferyczne, rodzaj nawierzchni i kąta, pod jakim ustawiono urządzenie itd. Wie o tym zapewne poseł Żmijan, bo od wielu lat zajmuje się ruchem drogowym. Pomysł z ustaleniem progu tolerancji na 5% jakoś specjalnie nie szokuje, w końcu mamy postęp techniczny i możliwości dokładniejszego pomiaru, ale jaka jest logika łączenia tej kosmetycznej zmiany w przepisach z rewolucją jaką jest uzależnianie kwoty mandatu od średniej krajowej? Oczywiście, w wielu krajach Europy ustanawia się wysokość grzywny w zależności od dochodów sprawcy wykroczenia. W Polsce jest jednak ogromna szara strefa i politycy mają świadomość, że takie pomysły są u nas absurdem. Po co jednak ta średnia krajowa i kwoty mandatów z cyferkami po przecinku? Chodzi o to, żeby pogrzebać w papierach, nad czymś podebatować, coś uchwalić, aby stworzyć iluzję rzetelnej pracy ustawodawczej? Przecież już dzisiaj Rozporządzenie w sprawie wysokości grzywien nakładanych w drodze mandatów karnych za wybrane rodzaje wykroczeń przewiduje do 50 zł kary za przekroczenie dopuszczalnej prędkości od 1 do 10 km/h.
Osobą kwestią jest zróżnicowanie „dnia i nocy” przez pana posła. Logiki tego stwierdzenia nie mogę dojść. Czy dzisiaj są różne kary za przekroczenie prędkości zależnie od pory? Jasne, dopuszczalna prędkość w terenie zabudowanym jest od 23:00 do 05:00 o 10 km/h wyższa, ale jaki ma to wpływ na karanie? Znów nie wydaje mi się, że poseł-ekspert (bez ironii!) tego nie wie, tylko chce stworzyć iluzję konstruktywnego działania.
Wracam do rzeczonego artykułu i „wyznania” (tak to określono), które w nim znajdziemy, a które autorem jest rzekomo „policjant z warszawskiej drogówki”:
Na niektórych trasach w stolicy, np. na Wisłostradzie, tolerancja wynosi nawet 20 km/h.
Oczywiście, gwoli wyjaśnienia, chodzi już tutaj o usus, a nie „urzędową” tolerancję. Jakkolwiek przez palce patrzę zawsze na takie wypowiedzi anonimowych policjantów, bo nie budują one merytorycznej dyskusji to przemyślmy to pod innym kątem: jeśli wszyscy przekraczają prędkość, z czego niektórzy o 5 km/h, a niektórzy o 40 km/h to policjant powinien raczej zając się tymi drugimi. W Nowym Jorku większość przechodniów rzuca śmieci na ulicę, trudno jednak oczekiwać od tamtejszej policji, aby podnosiła każdy papierek po hot-dogu i karała sprawcę wykroczenia.
Raz jeszcze oddaję głos dziennikarzowi Dziennika Gazety Prawnej:
Jeszcze większy limit wykazują fotoradary, z których część zaprogramowano na przekroczenie prędkości o 25-26 km/h (…) To wszystko ma się jednak zmienić. Posłowie PO chcą, aby pięcioprocentowa tolerancja dotyczyła zarówno policjantów, jak i fotoradarów.
Nie ma nic dziwnego w tym, że fotoradar programuje się na zakres prędkości, który jest najczęściej rejestrowanym wykroczeniem w danym miejscu, aby właśnie to wykroczenie wyrugować. Tak jest na całym świecie. Co to ma jednak wspólnego z „progiem tolerancji”? Co będzie jeśli zmniejszymy go z 10% na 5%? Czy nagle operatorzy fotoradarów zaczną wystawiać tylko te malutkie mandaciki za 50 zł? Kompletna bzdura. Warto przy tym dodać, że dzisiejsze rozgraniczenie na „do 10 km/h” i „powyżej 10 km/h” w kwestii karania wykroczeń oraz budowy taryfikatora ma pewne uzasadnienie. Takie małe przekroczenie zaczynają mieć znaczenie w przypadku wszelkich pojazdów, których prędkość powinna być konstrukcyjnie ograniczona do pewnego poziomu. Zarejestrowanie nawet niewielkiego wykroczenia jest w takim przypadku podstawą do podejrzenia o braku takiego ogranicznika.
Załóżmy, że operacja PO, którą być może PR-owcy połączą ze sloganem walki o bezpieczeństwo pieszych i zależności skutków uderzenia od prędkości, się powiedzie. Co wtedy się stanie? Na drogach raczej nic. Rzesza funkcjonariuszy (policja, SG/SM, GITD, ŻW) się przeszkoli i otrzyma kolejne formułki z numerkami do wykucia na pamięć. Może któryś komendant, po jakimś telefonie „z góry”, każe zrobić „pokazówę” i jego ludzie przez parę godzin będą spośród prujących 100 km/h w terenie zabudowanym wyłapywać tych z 52,5 km/h na liczniku. Na pewno jednak wszystko prędko wróci do normy. Tabloidowe motomedia ogłoszą, że rząd wprowadził „nowe, drakońskie prawo”, które „karze za przekroczenie prędkości o 2,5 km/h”, a stąd już przecież krótka droga do zrównania pstryknięcia kogoś w ucho z wybiciem mu zęba. Rządzący zaś zatriumfują, pokazując swoją twardą, „ekspercką” twarz, w końcu: dura lex sed lex! I tak karuzela w polskim cyrku ustawodawczym kręcić się będzie wesoło w swym starym, sprawdzonym tempie.
Krzysztof Skowroński, Ekspert zespół ds. transportu, Republikanie
komentarze
Stowarzyszenie "Republikanie"
tel.:
Biuro prasowe
tel.: