Wraz z początkiem kwietnia bieżącego roku weszły w życie przepisy dotyczące sposobów odliczenia VAT od samochodów firmowych. Jednym z kluczowych wymogów odliczenia podatku jest jednak używanie auta wyłącznie do celów służbowych. Powstaje jednak pytanie jak efektywnie kontrolować przedsiębiorców z zakresu zadań do jakich przeznaczają swoje pojazdy, na które otrzymali odpis? Bez obaw – polska skarbówka znalazła na to sposób, przy okazji jednak gubiąc sens słowa „efektywność”.
Jak donoszą media, od 1 kwietnia do urzędów skarbowych wpłynęło zaledwie 34 tysiące informacji VAT-26 (to rodzaj formularza, na którym można zawrzeć deklarację odliczenia VAT na samochód służbowy). To zadziwiająco mała liczba jeśli weźmie się pod uwagę fakt, iż jedno zgłoszenie może dotyczyć nawet kilku samochodów, a także to że możliwe jest odliczenie stawki podatku także za samochody kupione w poprzednich latach, a już przez przedsiębiorców eksploatowane. Jak podkreślają eksperci, winę za ten stan rzeczy ponosi przede wszystkim Ministerstwo Finansów, które skutecznie zniechęciło przedsiębiorców do wysyłania rzeczonych formularzy. Właściciele firm, przyzwyczajeni wszakże do praw dżungli, jakimi rządzi się polski system podatkowy, wykazali się daleko przewidującym osądem oraz znawstwem realiów odnoszących się do zmian ordynacji podatkowej. Jak bowiem łatwo można było się domyślić, przedsiębiorca odliczający VAT na służbowe auto w niedługim czasie po złożeniu deklaracji, wprost nie będzie mógł odpędzić się od kontroli skarbowych. I rzeczywiście – jak informują eksperci kontroli może spodziewać się praktycznie każdy, kto skorzystał z możliwości odliczenia VAT.
Jak urzędy skarbowe sprawdzały i sprawdzają zgodność wykorzystania firmowego samochodu z zapisami prawa podatkowego? Naturalnie przy pomocy całej armii urzędników i kontrolerów, którzy zbadają każdy centymetr kwadratowy parkingu przy centrach handlowych w poszukiwaniu służbowego auta (to nie żart – grupy kontrolerów skarbówki naprawdę działają w ten sposób!). Tradycyjnie potrzebne będą także całe masy dokumentów udostępniane urzędnikom (będą to m.in.: umowy i faktury, grafiki godzinowe osób zatrudnionych w firmie). Ponadto weryfikacji będą podlegać liczba przejechanych kilometrów, trasa przejazdów wykazana w ewidencji pojazdu, a także ilość zużytego paliwa oraz np. sam samochód.
Aby wykazać, że argumenty skarbówki muszą być zawsze na wierzchu, urzędnicy podczas kontroli będą używać skomplikowanych metod matematycznych, posługiwać się dowodami logicznymi oraz wykorzystywać metody (sic!) detektywistyczne. Aby nie być gołosłownym (po prawdzie bowiem aż trudno uwierzyć, iż takie sytuacje naprawdę mają miejsce w naszym kraju) można przytoczyć jedno z orzeczeń sądowych w właśnie w rzeczonej kwestii. Sprawę rozstrzygał WSA w Gliwicach (wyrok z 8 października 2013 roku). Urząd Skarbowy skontrolował liczbę przejechanych kilometrów, czas podróży niezbędny do dotarcia do wszystkich kontrahentów, ilość zakupionej benzyny (na podstawie faktur) oraz szczegółowo zbadał trasy, jakie pokonał przedsiębiorca. Po przeprowadzonym w pocie czoła procesie dedukcji oraz skomplikowanych obliczeniach matematycznych urzędnikom wyszło, iż rzeczony przedsiębiorca nie był w stanie pokonać wykazanej przez siebie ilości kilometrów, gdyż kupił za mało paliwa, a ponadto zajęłoby mu to zbyt dużo czasu. Efekt? Zakwestionowane zeznania podatkowe? i kłopoty – od momentu wydania wyroku oba należące do właściciela firmy.
Przedsiębiorcy żartują, iż kontrolerzy będą niedługo używać miary krawieckiej, aby ich wyniki były jak najbardziej dokładne. Nie da się jednak ukryć, iż jest to śmiech przez zaciśnięte zęby.